Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1189

Ta strona została przepisana.

których razach mogą ci się przydać, zwłaszcza tam gdzie liberya byłaby za nadto znaczną.
— Wcale nieźle wyglądasz, — rzekł Baltazar z kolei mię oglądając: wolałbym wprawdzie stosowany kapelusz, frak koloru sarniego podbrzusza francuzkim krojem zrobiony, jasno niebieskie spodnie i kamizelkę, srebrne podwiązki, białe jedwabne pończochy, klamry u trzewików i trochę pudru. Byłoby to do kroćset! coś łepskiego... aleś ty nie Frontin, mój poczciwy chłopaku... W skromnéj liberyi mieszczańskiego lokaja zachowasz przynajmniéj twą naiwność, którą tak mocno polubiłem w tobie Marcinie... Wreszcie, sarniego koloru liberya, jest to moja liberya... pragnę ją mieć przed innymi... zamówiłem sobie sto ubiorów téj barwy dla moich ludzi na inauguracją mojego pałacu przy ulicy św. Antoniego... Ale ten djabelny piątek wszystko zmienił... musiałem wszystko odłożyć na późniéj...
Ostrożne, lękliwe targnięcie dzwonko, przerwało Baltazarowi; krawiec już był wyszedł, zamknąłem drzwi od pokoju moich panów, a poszedłem otworzyć drzwi od sieni...
Był to la Levrasse.
— Czy tu pan hrabia de Mareuil? — spytał mię łagodniutko, i widziałem że szybko i badawczo spojrzał po całym przedpokoju.
— Tutaj panie, — odpowiedziałem, — proszę zaczekać, zaraz uprzedzę pana hrabiego...