Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1195

Ta strona została przepisana.

— Czy jest wekslarz na naszej ulicy? spytał mię Baltazar.
— Tak jest, panie, mieszka tu zegarmistrz utrzymujący kantor wekslu...
— Idźże zmień ten tysiąc frankowy bilet na pięćdziesiąt sztuk złota... zapłacisz agio, — powiedział mi poeta.
— Baltazarze! zawołał Robert, wstrzymując przyjaciela który mi właśnie podawał ów bankowy bilet.
I szepnął mu kilka słów do ucha.
Robert nie ufał mojéj poczciwości, bo daleko ufniejszy przyjaciel jego zaraz rzekł na głos:
— Ręczę ci za niego... głupi... ale poczciwy; ja znam ludzi.
A oddawszy mi bilet dodał:
— Trzymaj to mocno w ręku, zamknij dłoń, i przynieś rulon złota; spiesz się, bo czas ucieka a przed piérwszą musimy być w Luwrze.
Zmieniłem bilet, przyniosłem rulon złota Baltazarowi; rozłamał go, policzył pieniądze, przez chwile brzękał i błyskał niemi i wreszcie oddał Robertowi, który rzekł mu:
— No i cóż!... bierz.
— Co?
— Eh! do licha... ile zechcesz... z tych pięćdziesięciu luidorów.
— Dziękuję ci... Robercie.