zatrzymały się przed gankiem; z tego koczyka lekko wyskoczył mój nieznajomy z szynku pod Trzema Beczkami. Tem lepiéj przekonać się mogłem o jego tożsamości, że znając zapewne młodą blondynkę przystąpił do niéj, poufale uścisnął jéj męża dłoń, i przez kilka chwil rozmawiał z nimi.
Jeżeli znakomitość i rzadka piękność tego nieznajomego uderzyły mię już wówczas, gdym go widział w cuchnących sukniach i opiłego wódką w szynkowni, to znakomitość ta i piękność wydały mi się tém wyraźniejsze, kiedym go ujrzał ubranego wytwornie i wyszukanie; fizyonomia jego, gdy rozmawiał z tą biedną blondynką, była pełna wdzięku, delikatności i ułudy; podziwiałem jego wyszukaną grzeczność, gdy odprowadzał smutną opuszczoną do jéj powozu, który zaszedł przed ganek. — Następnie nieznajomy szybko wbiegł na schody i spiesznie wszedł do Muzeum.
Miałem nakoniec dowiedziéć się o nazwisku tego młodzieńca: pamiętałem kolor liberyi jego służby, i wkrótce ujrzałem obok siebie lokaja wzrostu tamburmażora który z nim przyjechał.
— Panie, — rzekłem — czy ten piękny zielony powóz za którym pan siedziałeś, należy do księcia de Montbar?
— A tak... mój ty charłaku — odpowiedział kolos, pogardliwie obejrzawszy moję skromną
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1203
Ta strona została przepisana.