Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1204

Ta strona została przepisana.

mieszczańską liberyę i mocno urażony moją poufałością.
Zbyt zadowolony otrzymaną wiadomością, nie zważałem wcale na niepochlebny epitet, którym mię przywitał, i odszedłem od tak dumnego kolegi.
Już więc niewątpliwie, nieznajomy z szynku pod Trzema Beczkami, był to książę de Montbar; przybył do Muzeum, zapewne w nadziei zostania tam Reginy. Ona już niezawodnie być tam musiała, po niejakich bowiem poszukiwaniach znalazłem pomiędzy służącymi liberyą hrabiego Duriveau, który miał przywieść do Luwru Reginę i jéj ojca. Aby się o tém lepiéj jeszcze przekonać zbliżyłem się do grupy, pomiędzy która postrzegłem dwóch lokai w ciemnéj liberyi z niebieskiemi kołnierzami i srebrnemi galonami. — Zdawało się że wiedli bardzo ożywioną rozmowę.
— Bo to widzicie, u nas to brną po uszy, — mówił lokaj w niebieskiéj liberyi z żółtym kołnierzem. — Wczoraj n. p. mimo że już nikogo wpuszczać nie kazano, przyszedł krawiec i rzeźnik którzy już przestali dostarczać potrzeb domowych, bo od roku ani szeląga nie widzą; gwałtem dostali się na wielkie schody, gdzie spotkali pana i nawymyślali mu... a to... tak głośno że aż u nas na dole całą ich kłótnię słychać było.
— Nie płacić krawcowi... na to jeszcze... pozwalam, ściśle rzeczy biorąc, — sentencjonalnie