psem. Ileżto długich godzin, w jesieni lub zimą, biedny ten chłopak przepędził ukryty poza krzakiem samotnej jakiéj rośliny wśród tego stepu, silnie tuląc psa do piersi, aby jego zwierzęcém ciepłem nieco rozgrzał znędzniałe i skurczone członki swoje!
Tak ugnieżdżony, nie myśląc więcéj od zwierzęcia, biedak, jużto patrzył na posilające się bydełko, które zimna mgła przed wzrokiem jego na wpół ukrywała, jużto machinalném spojrzeniem śledził po powietrzu powolne przeloty bujających czajek lub innych ptaków; już nakoniec prawie zupełnie osłupiały, ledwo tyle co polip żyjący, utulił czoło w obie dłonie, i po całych godzinach siedział wlepiwszy nieruchomy wzrok w również nieruchome oczy psa swojego.
I to życie tak samotne, zwierzęce, tak zbestwiałe, które człowieka stawia na równi z bydlęciem, upływało bez zmiany dla tego dziecka, co równie nieszczęśliwe jak tyle tysięcy innych istot jego wieku i stanu, zupełnie obce wszelkiéj nauce, żyło tak wpośród pustych stepów, nie rozwijając więcéj rozsądku jak bydło które pasło. Bez znajomości dobrego ani złego, sprawiedliwego lub niesprawiedliwego, instynkt chłopca tego ograniczał się
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/122
Ta strona została przepisana.