Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1222

Ta strona została przepisana.

cznie, dowodziła jego niesłychanéj zuchwałości, czy też niewinności... bom tylko pojmował radość z jaką go oglądałem. Oczy moje mimowolnie łzami zaszły gdy pomyślałem, że wkrótce zapytamy się wzajemnie: — Czy pamiętasz? — Jedna mię tylko rzecz niepokoiła: czy Bamboche wié, że Baskina wystąpić ma na scenę?... czy ją równie jak niegdyś kocha?... Obecność kobiéty przybyłéj z Bambochem wikłała bardziéj jeszcze te kwestye, które w czasie międzyaktu rozwiązać miałem nadzieję. Postanowiwszy więc nieodzownie wyprosić Bambocha z loży i pomówić z nim, nie spuszczałem go z oka. Towarzyszka jego pochyliła się nieco i coś mu poszepnęła do ucha; natychmiast Bamboche, chociaż go widocznie czarodziejska sztuka niby dziecko bawiła, skinął potwierdzająco i wyszedł z loży. —
— Chciałeś pan widzieć Baskinę, — rzekł do mnie w kilka chwil późniéj, mój sąsiad z lewéj strony, a głośny zwolennik biednéj figurantki — uważaj! ona się zaraz pokaże... oto już grzmi, piekielny ogień i cała ta czereda zapowiada jéj przybycie.
Proszę sobie wyobrazić jak ciekawe i niecierpliwe spojrzenia rzucałem na scenę.
Teatr przedstawiał wówczas ciemną głębią lasu, pioruny biły nieustannie, częste błyskawice rozwidniały widownię...