Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1229

Ta strona została przepisana.

Niepodobna pojąć ile wówczas gra Baskiny miała w sobie zachwycającego wdzięku, ile niepokonanej ułudy; to też srébrna nimfa, uśmiechająca się, uszczęśliwiona, uspokojona, całowała ręce złego ducha, sądząc że jéj bukiet ocalony... Niestety! omyliła ją nadzieja... Nagle anioł znowu się przemienił w szatana; Baskina za jedném tchnieniem zniszczyła bukiet wybuchając szyderczym, ale dźwięcznym i harmonijnym śmiechem; potém, jeżeli tak rzec można, ostatnie drgania tak złowrogiego śmiechu, przelała w andante jakiejś trudnéj aryi silnego i dzikiego charakteru (późniéj dowiedziałem się, że tę muzykę sama ułożyła), któréj wyrazy następującéj prawie były treści:
„Jestem zły duch, złe to moje państwo; lodowate tchnienie moje niszczy wszelką radość; skoro się tylko ukażę, wnet błogość zamieniam w smutek i t. d.”
Tę aryę, któréj tekst był dosyć mierny, Baskina śpiewała z podziwiającém czuciem i przejmującym wyrazem; jéj głos mezzo-soprano, zarazem poważny, gładki, dźwięczny, drgający, poruszył wszelkie strony mojéj duszy...
Ale nietylko na mnie jednego ten rzadki talent tak głębokie wywarł wrażenie...
Zawisły, jak to mówią, na ustach Baskiny, przypadkiem spojrzałem do loży którą zajmowali Bal-