— Kto pan jesteś?
— Eh do licha! ja... czy nie poznajesz mię? — odrzekł Bamboche idąc daléj.
— Ale co za ja?
— Eh! do pioruna! kapitan Bambochio.
— Ah! przepraszam, po tysiąc razy przepraszam pana kapitana, nie poznałem, — z pokorném uszanowaniem rzekł odźwierny, co mię przekonało że mój przyjaciel używa pewnéj powagi w tym domu.
Uprzedzając pytanie które z kolei odźwierny miał mi zadać rzekłem mu:
— Ja należę do pana kapitana.
— Bardzo dobrze mój chłopcze, — powiedział odźwierny. Potém coś sobie przypominając szybko wybiegł z budki i wołał do będącego już na schodach Bambocha:
— Zapomniałem oświadczyć panu kapitanowi, że pan major trzy razy przychodził.
— Niech go djabli wezmą razem z tobą! — odparł Bamboche nie zatrzymując się.
— U pana kapitana zawsze dowcip na pogotowiu, — rzekł odźwierny, jak się zdaje przywykły do grubiańskiego obejścia mojego przyjaciela — i bynajmniéj się niém nieurażający.
Bamboche zatrzymał się w sieni drugiego piętra; weszliśmy do jego mieszkania. Mała lampka świe-
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1237
Ta strona została przepisana.