Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/124

Ta strona została przepisana.

Zgrubiałe, smagławe rysy, opalone przez nieumiarkowany wpływ pór roku, kibić zsiadła i bezkształtna z powodu przechodzącéj siłę pracy; odzież obdarta i zabłocona, włosy nieuczesane, płóciennym brudno białym czépkiem zaledwie na pół ujęte, mina grubiańska i zuchwała, głos chrypliwy, ruchy męzkie, kazały zapominać że ta nieszczęśliwa należała do płci, którą Bóg od urodzenia obdarzył delikatnością kształtów, wytwornością cery, słodkiemi giesty, naturalną elegancyą, bojaźliwą łagodnością, pociągającym i zarazem niewinnym wdziękiem, jakie znamionują kobiétę; a każdy z tych nieocenionych darów, zdaje się koniecznie zawierać w sobie zaród lub przymiot wdzięku albo cnoty.
Daleka od tego, ta biédna dziéwka, opuszczona, bez wychowania, bez nauki, bez starań, tak jak jéj matka, tak jak tysiące jéj podobnych, czyliż nie była więcéj pożałowania godną aniżeli mężczyzna w podobném położeniu?
Wydziedziczona z wszelkiego szczęścia, z wszelkiéj rozkoszy na téj ziemi, skutkiem pracy, trudów, nędzy, postradała nawet fizyonomią, nawet kształty jakiemi ją Twórca obdarzył,... a jeżeli widok fizycznego poniżenia mężczyzny zasmuca duszę,