Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1245

Ta strona została przepisana.

— Tak... zapomnijmy, — powtórzył z goryczą, dodając łonem poważnym który mię wzruszył:
— Słyszysz ją Marcinie... a jednak byłem dla niej gbur, złośnik... nielitościwy...
— Wszystko to już minęło... mile odpowiedziała Baskina.
— Minęło, — rozpaczliwie zawołał Bamboche — minęło... jak twoja miłość dla mnie...
— Miłość! — rzekła Baskina wzruszając ramionami, i na jéj rysach osiadł ów wyraz zimnéj ironii, który mię tak mocno uderzył gdy przedstawiała złego ducha — widzisz Marcinie... on mi mówi o miłości... w moim wieku... ależ moje dzieci... ja tak młodo zaczęłam... że teraz... dla miłości... mam lat pięćdziesiąt...
Zamilkliśmy wszyscy.
Mimo zatwardziałości swojéj, Bamboche stał pognębiony równie jak ja, patrząc na tę młodą dziewicę; niestety! ten skarb piękności, wdzięku, rozsądku i gieniuszu miałżeby być na zawsze już nieprzystępny dla boskiego płomienia co uszlachetnia piękność, wdzięk, rozsądek i gieniusz?...
— Uspokójcie się, — rzekła Baskina biorąc nas obu za ręce, — w tém sercu z którego zbytek nieszczęścia aż do szczętu krew wytoczył; w tém sercu z którego przedwczesne znikczemnienie wyrugowała miłość, pozostanie na zawsze, jak niegdyś powiedział Bamboche, mały zakątek czułéj przy-