jaźni dla was obu... Ale zapominamy że Marcin niecierpliwie zapewne pragnie wiedzieć co się z nami stało...
— Ah! moi przyjaciele, — rzekłem, — ileż razy myślałem sobie: gdzież są? co się z niemi stało? a mianowicie jaki smutny wypadek spotkał ich owego wieczoru kiedy mię Klaudyusz Gérard przytrzymał po dopełnionéj u niego kradzieży? Bo sądźcie o mojéj rozpaczy, kochani przyjaciele, kiedy przybywszy na miejsce schadzki któreśmy sobie naznaczyli w razie pogoni... wiecie...
— Tak jest, — przerwał Bamboche, — u stóp kamiennego krzyża, na pagórku nade drogą...
— Ale kiedy ciebie schwytano, jakimże sposobem mogłeś przyjść wieczór na miejsce naszéj schadzki? — spytała mię Baskina.
— Dzięki wspaniałomyślnemu zaufaniu Klaudyusza Gérard; lecz późniéj wam to wytłumaczę.
Przybywam więc pod kamienny krzyż i... cóż widzę! szalik Baskiny i kilka sztuk pieniędzy wpośród kałuży krwi.
— Opowiedzże mu wszystko, — rzekła Baskina do Bambocha, — a potém dowie się co się ze mną stało.
— Kończyłem właśnie ładować do kieszeni pieniądze Klaudyusza Gérard, kiedyś nam dał znak trwogi, — zaczął Bamboche, — chciałem ci biedź na pomoc.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1246
Ta strona została przepisana.