Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1252

Ta strona została przepisana.

dzieży, — jestto zgubić cię, jestto popsuć cię na zawsze.“
— I tym razem, jak zawsze, Klaudyuzz Gérard miał słuszność — mówił znowu Bamboche — aż zanadto nabrałem złych nałogów. Wyszedłem z więzienia jako nie najgorszy ślósarz, i zalecono mię jednemu majstrowi. Po tak wytkniętéj drodze postępując, miałem zarobek i rozsądek nauką rozwinięty. Mimo to wszystko, jak tylu innych, mogłem umrzeć, z głodu... ale przynajmniéj umiałem zaradzić sobie w najgorszym razie. Jednak już było zapóźno. Więzienne życie zupełnie mię dobiło: praca była dla mnie nieznośną, wszelkie namiętności, tek długo powstrzymywane, wściekle we mnie się odezwały. Mimo to przyjąłem robotę u jednego ślusarza. Miał on siostrę, trzydziesto-sześcio-letnią wdowę, zalotną, uprzedzającą i bogatą, bo panią sześćdziesięciu tysięcy franków. Jeżeli mało pracowałem, to natomiast pięknie perorowałem, śpiewałem wesołe piosnki, których się wyuczyłem od pajaca i la Levrassa, oprócz różnych grymasów i sztuk ekwilibrycznych; dzięki tym pięknym przymiotom, zawróciłem wdowie głowę, i pewnego razu wykradłem ją; bluzę cisnąłem na śmieci i żyliśmy jak bogaci mieszczanie. To jednak nie przeszkadzało mi myśleć o tobie i o Baskinie. Ciągle miałem zamiar objechać kraj i szukać was, ale na to trzeba było czasu i pieniędzy, a wdowa strzegła worka. Wiem że to nie-