Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1254

Ta strona została przepisana.

— Panie majorze!!! — piorunującym głosem wrzasnął Bamboche obracając klucz w zamku, jakby miał wyjść.
Groźba Bambocha zapewne skutkować musiała, bo wnet na oba spusty zatrzasnął zamek mówiąc:
— Przecież!
I wrócił do pokoju...
— Czy znasz Roberta de Mareuil? — spytałem, uderzony tém co słyszałem.
— Mam ten zaszczyt... szyderczo odparł Bamboche. — Co za łotr!...
— On, on? — zawołałem!
— Tak sądzę...
— I jesteś tego pewny?
— Znam się na tém i ręczę.
— Pomówimy później o Robercie de Mareuil — rzekłem do Bambocha po chwili namysłu. — Przystąp tymczasem do dalszego opowiadania.
— Ja go teraz wyręczę, rzekła Baskina, bo ci źle opisał ile był dobry i szlachetny względem mnie.
— Słusznie Baskino... — odparłem, — mów, słuchamy.