Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1279

Ta strona została przepisana.

— Owa zemsta!... zawołała; abym się zapewniła że nie chybię mojego celu, musiałam co dzień pracować nad nabyciem nowych talentów, forteli, powabów, które z czasem miały stać się straszną bronią w mojém ręku... nie przeciw milordowi księciu, bo to było dla mnie niepodobieństwem, ale przeciw całemu próżniaczemu, głupiemu, zuchwałemu lub nikczemnemu plemieniu, którego bezecna starość uosobiła się w milordzie księciu... którego ohydną młodość uosabia mały Scypio.
— Zaczynam... rozumieć cię, Baskino, — rzekłem uderzony złowrogim wyrazem twarzy młodéj dziewicy.
Baskina powiodła ręką po czole pałającą czerwonością pokrytém, i po chwili milczenia rzekła znowu:
— Przebacz, mój dobry Marcinie, żem się tak uniosła... ale przy tobie i Bambochu ni taić się, ni przymuszać nie myślę... Słuchajcież dalszego ciągu mojéj historyi, bo zresztą niewiele już mam dopowiedzenia. Nieprzewidziany wypadek był przyczyną żem opuściła mieszkanie milorda księcia... Umarł bowiem nagle, tknięty apopIexyą. Synowiec, jedyny dziedzic jego, wkrótce przybył objąć ogromny po nim spadek. Był to człowiek i tak już bogaty, ale o tyle skąpy, otyłe surowy moralista, o ile wuj jego rozrzutny był i rozwiązły. Wygnał on z zamku wszystkie kobiéty, które milord książę przy so-