— Jeszcze to jednak szczęście że pan Chervin pozwala mu leżeć w mleczarni i daje resztę naszéj strawy... Inaczej, ojciec Jakób zamarłby gdzie w rowie jak pies.
— Tak, to wielkie dobrodziejstwo, to pięknie dla naszego pana, że się tak lituje nad nieszczęśliwym, odezwała się folwarczna dziéwka, zwana la Robin, która, jak powiedzieliśmy, tylko nazwisko kobiéty zachowała. Mówią że rządca pana hrabiego ma wyrugować pana Chervin z folwarku, bo nie ma czém płacić.
— A cóż to nas obchodzi? grubiańsko odezwał się jeden parobek. Zawsze na folwarku będzie jakiś dzierżawca. Czy nam słuchać Pawła czy Gawła... i tak człek zamrze tam gdzie w rowie... i to wszystko jedno.... przyjdzie i na mnie koléj jak na ojca Jakóba przyszła.
— A trzeba wiedzieć, że swojego czasu ojciec Jakób był dobrym i zręcznym robotnikiem! — wtrącił drugi parobek.
— A teraz basta... leży sparaliżowany na wszystkich członkach.
— Przeziębił się na tych błotnistych karczów iskach, i pokręciło go jak sierp.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/128
Ta strona została przepisana.