— Kiedym ją spotkał, — rzekł Bamboche, żyłem z moją wdową, siostrą mojego pryncypała; rozumié się że porzuciłem wdowę...
— Tak jest, — odparła Baskina, — i dopóki z nim mieszkałam pracował jako uczciwy ślusarz, zaradzając moim potrzebom, bo przez zazdrość nie pozwalał mi grywać i śpiewać po kawiarniach...
— Zawsze ten sam... rzekłem.
— Ale... — z żalem powiedział Bamboche, — ona ci nie wspomina ile ją przez ten czas namartwiłem, jakich przez zazdrość dopuszczałem się grubiaństw i gwałtów...
— Po cóż przytaczać Marcinowi tak smutne rzeczy? — rzekła Baskina przerywając naszemu towarzyszowi, — słusznie Bambochu użalałeś się nie na brak przywiązania, lecz na moję oziębłość... bo prawda żem nie kochała innego... ale też i ciebie nie kochałam już tak... jak pragnąłeś... Na twój widok, sądziłam przez chwilę że znowu odżyła we mnie nieszczęśliwa miłość w dzieciństwie jeszcze poczęta... lecz byłam w błędzie; nienaturalne uczucia nie są wiecznotrwałe... dziwna nawet, że jakiś czas trwają... A potém... mój Marcinie, zajmowała mię wyłącznie chęć wyuczenia się mojéj sztuki; tajemny głos szeptał mi, że jedynie za jéj pomocą dopnę celu, dopnę zemsty, nad którą wówczas, równie jak dzisiaj z niepokonanym uporem i ślepą w przyszłość ufnością przemyśliwałam. Zazdrość
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1281
Ta strona została przepisana.