sztuja nigdy takiego, co nieustannie ściga swojego wierzyciela po ulicach, po widowiskach, wołając nań głośno i publicznie: — Panie, winieneś mi prawnie siedmdziesiąt dwa tysiące franków, masz czém zapłacie, odmawiasz, jesteś oszust. — Otóż dłużnik wykręca się przed takim natrętem, a jeżeli nie płaci, szukać należy innych środków... a tak łebski chłopak jak ty Bambochu, to je pewno znajdzie. — Ile mi dasz za to? — spytałem la Levrassa — a za tydzień zmuszę tego pana Rondeau że ci zapłaci. — Opłacę koszta podróży i dam ci pięć tysięcy franków do ręki... no, cóżeś tak na mnie wytrzyszczył oczy; dam ci dziesięć tysięcy franków a jeżeli obejdziesz się bez twojéj laski, dam ci piętnaście tysięcy... odbierzesz je u korrespondenta, któremu pan Rondeau złoży swój dług. — A więc zgadzam się na piętnaście tysięcy franków. — Pojechałem do Londynu, a w tydzień potém la Levrasse miał swoje pieniądze, ja zaś moje. Skoro się ujrzałem panem takiego majątku, rzekłem sobie: Teraz muszę znaleźć Marcina i z nim się podzielić.
— Poczciwy Bamboche!
— Ale Klaudyusz Gérard nie pozwolił na to... Podróż ta nie poszła mi pomyślnie... tak jest, podwójnie niepomyślnie, — dodał nagle przybierając ponurą minę, co mię mocno zdziwiło.
— Dlaczegóż podwójnie niepomyślnie? — Spytałem, widząc że milczy zamyślony.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1286
Ta strona została przepisana.