Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1296

Ta strona została przepisana.

obu swoim towarzyszom. Jeden z nich zamknął drzwi,... i wtedy dopuścili się ze mną haniebnéj z grozą przejmującéj sceny. Broniłam się płacząc, błagając po cichu, nie śmiejąc wołać o pomoc, bo wiedziałam że w przypadku jakiego zgorszenia właściciel oberży mnie przypisze całą winę i wypędzi jak najnikczemniejszą istotę. Proźbami i przestrachem jeszcze bardziéj uzuchwaliłam tych małych nędzników; a nieugiętym oporem Scypiona przywiodłam do wściekłości, gdyż rozpalony winem, obsypał mię obelgami i tak mocno w twarz uderzył że aż rozkrwawił... Wtedy skutkiem rozpaczliwego wysilenia oswobodzona z rąk jego, skoczyłam do okna i otworzyłam je wołając na ratunek... Osoby będące w ogrodzie widząc twarz moję we krwi, tłumem powstały: jeden z towarzyszów Scypiona przelękniony pobiegł otworzyć drzwi któremi wszedł oberżysta; ten jak przewidziałam zwalił na mnie całą winę i wypędził mię; lecz kilka widzów téj sceny stanęło w mojéj obronie a gdyby nie guwerner Scypiona który w téj chwili nadjechał i przy pomocy oberżysty tylnemi drzwiami wprowadził vicehrabiego wraz z towarzyszami, wsadził ich do powozu i umknął, — sądzę że odurzony tłum byłby im dał niezłą nauczkę.
— Ha niegodziwiec, — zawołał Bamboche — zawsze ten sam smarkacz z lasu Chantilly... raz