— Przebaczcie... przełączcie przyjaciele moi, żem dla zemsty o was zapomniała... Późniéj pomówiemy o przyszłości... ale dzisiaj, kiedy po tylu latach prób i rozłąki, znajdujemy się razem wszystko troje... myślmy tylko o szczęsliwém naszém spotkaniu, o tém, że możemy powiedzieć sobie wszystko czegośmy przed nikim może nie wyznali... to uspokaja, to pociesza... to zachęca... Skończyłam moje wyznanie Marcinie; Bamboche swojego także dopełnił... teraz koléj na ciebie. Nie uwierzysz jak niecierpliwie oczekujemy twojego opowiadania.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Jak mogłem najkrócéj opowiedziałem wszystko co mię spotkało od chwili naszego rozłączenia... I wyznaję, że w tém wylaniu duszy poczytując sobie za skrypuł zatajenie czegokolwiek przed przyjaciółmi, którzy w nieograniczonéj dla mnie ufności wtajemniczyli mię w najskrytsze myśli swojego serca, w najsmutniejsze przygody swojego życia... nie ukryłem przed niemi ani pełnéj uszanowania miłości mojéj dla Reginy, ani trwogi jaką przejmowały mię rozmaite zabiegi których była przedmiotem.
I wreszcie, obok ślepéj a słusznéj ufności jaką we mnie wywołała przychylność Baskiny i Bambocha, pewny iż tenże zna poprzednie życie Roberta de Mareuil, mogłem liczyć w razie potrzeby na użyteczną pomoc przyjaciela dziecinnych lat moich.