Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1300

Ta strona została przepisana.

Nakoniec, do tego może nierozważnego zwierzenia się spowodowało mię szczere, głębokie wzruszenie Baskiny i Bambocha, gdy im opowiadałem zajadłą walkę z zawistnym losem; ich trwoga a nawet przestrach, gdy mi przyszło wspomnieć o chwili w któréj już upaść miałem.
Ah! oddycham... zawołała Baskina.
Przez chwilę lękałem się o ciebie Marcinie... powiedział Bamboche, kiedy im opowiedziałem w jaki sposób opatrzne spotkanie Reginy uratowało mię od hańby...
Dziwna i w obecnéj chwili jeszcze niepojęta dla o tonie sprzeczności!... obie te istoty, niemające już nadziei powrotu do szlachetnych, wzniosłych i wspaniałomyślnych uczuć, z najtkliwszą sympatyą zrozumiały i pochwalały całe męztwo, całą szczytność postępowania mojego wobec tak ostrych prób; pojmowały i oceniały miłość moję dla Reginy.
— Ty wierzysz w Reginę, podobnie jak biédna matka moja wierzyła w Matkę Boga — rzekła; mi rozrzewniona Baskina, — nie jest to prosta miłość... ale religia.
— Marcinie, — poważnym głosem mówił Bamboche, gdy skończyłem moje wyznanie, — nie masz na świecie lepszego nad ciebie człowieka... Śmiać się będziesz gdy ci powiem żem kontent iż jestem toki jakim jestem... dlatego właśnie lepiéj cię oce-