Kiwnął głową i rzekł:
— Mara tylko dwa przymioty: żyć i umierać dla Baskiny, to jeden; żyć i umierać dla Marcina, to drugi... bo was mam tu w głębi mojego serca... Ale cóż to szkodzi? Czyliż ja i Baskina kochamy cię mniéj dlatego żeś wielki a my mali? Nie, my cię kochamy takim jakim jesteś. Wzajemne poświęcenie równa nas z sobą... Z tego względu Marcinie nie bądź dumny... jam wart ciebie, a Baskina nas obu. Wyznania nasze tę nam przyniosły korzyść, że przekonały nas iż jedni drugich potrzebujemy; sposoby zaś niesienia sobie wzajemnéj pomocy, późniéj znajdziemy... naprzód więc pomyślmy o tém... W téj chwili, nic zgoła nie potrzebuję. Pozostajecie tylko wy oboje: Baskina i ty Marcinie... Baskina mimo przypadku w teatrze, musi koniecznie zawrzéć umowę z prowincyonalnym dyrektorem... albo raczéj, i co lepsza... musi zawrzeć korzystną umowę w którym z tutejszych teatrów.
— A to jakim sposobem? — spytała Baskina.
— Niech mię djabli wezmą jeżeli wiem — odparł Bamboche; ale ręczę że zostaniesz zamówioną do piérwszych rol...
— Tak jest, obaj za to ręczymy, — zawołałem, — Baltazar Roger, poeta, jeden z moich panów, jak fanatyk wierzy w talent Baskiny. Pewien dziennikarz posiadający wiele wpływu, a jego
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1302
Ta strona została przepisana.