pałacu który miał budować, zajmował większą cześć jego.
Nigdy nie widziałem Baltazara tak poważnym, tak smutnym. Skoro mię spostrzegł rzekł przychylnie:
— Ah! jesteś Marcinie?
— Panie, — odpowiedziałem zakłopotany, — przebacz... że... wczoraj... uchybiłem...
— Dajmy temu pokój Marcinie... już nie mam prawa łajać cię, mój ty biédny jednodniowy sługo... wyjeżdżam...
— Pan wyjeżdżasz? — mimowolnie zawołałem i dodałem wnet:
— A pan hrabia de Mareuil... pański przyjaciel?...
— Mój przyjaciel... powtórzył poeta z goryczą prawie wymawiając te słowa — mój przyjaciel?... zostaje tutaj... będzie tu mieszkał: bo mu się hotel i cyrkuł podobały.
— A... pan?...
— Ja, mój chłopcze... ja jakiś czas na wsi zabawię...
Bez wątpienia poeta nagle i dla ważnéj przyczyny zerwać musiał z Robertem de Mareuil.
Po dosyć długiém milczeniu, Baltazar wydobył jakiś papiér z pularesu i rzekł mi: „Winienem ci, mój chłopcze, około sześćdziesięciu franków za rozmaite kommissa... bo pojmujesz zapewne że płaca
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1307
Ta strona została przepisana.