żbie u Roberta de Mareuil, jednego wieczoru byłem niewidzialnym świadkiem następnéj sceny, która miała miejsce w małym domku położonym w najbezludniejszéj części cyrkułu Inwalidów.
Było to w nocy.
W głębi dosyć opustoszałej dolnéj izby, wznosił się na prędce urządzony ołtarz; bo były tam: cymboryum, ewangelia, ampułki it.d. i t.d.; cztery wielkie posrebrzane lichtarze i w nich woskowe świece, jedyny lecz smutny tam blask rozlewały.
O kilka kroków od ołtarza stały obok siebie dwa klęczniki. Najgłębsza cisza panowała w tym pokoju, gdzie wówczas nie było nikogo.
Już od kwadransa północ zwolna wybiła na odległym zegarze; wtém głuchy turkot powozu zatrząsł szybami, potém usłyszałem że szybko kilkoro drzwi otwarto i zamknięto i ktoś przyspieszonym krokiem biegał po nad sufitem dolnego mieszkania w którém byłem ukryty.
Wnet nowa nastała cisza, a jakaś kobiéta w salopie z zapuszczonym kapturem, prędko przebiegła przez pokój w którym wzniesiono ołtarz i znikła bocznemi drzwiami; ale wkrótce te drzwi po kilkakroć znowu otwierano i zamykano, jakby kobiéta która tam weszła chciała śledzić co się dzieje, lub raczéj co się dziać będzie.
Słuszny jakiś mężczyzna wszedł i spojrzał na przygotowania; zapewne znalazł to miejce zbyt
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1314
Ta strona została przepisana.