— Pójdź...pójdź prędko... rzekł potem do młodéj dziewicy.
I porywczo chwyciwszy ją za rękę, chciał odprowadzić od ołtarza; ale Regina wyrwała się z rąk hrabiego i głosem pełnym słodyczy i godności przemówiła do księdza:
— Mój ojcze... teraz kiedy już mam zaszczyt nosić imię pana ce Mareuil... kiedy pobłogosławiłeś już nierozwiązanemu i świętemu związkowi naszemu, wolno mi oświadczyć ci głęboką wdzięczność za udzieloną nam pomoc. Przekonywa mię to, iż uprzedzony o wszystkiém przez pana de Mareuil pochwalasz moje postępowanie, i oceniasz całą ważność okoliczności jakie mię zniewoliły do zawarcia tajemnego małżeństwa, które wszakże jutro dla nikogo już nie będzie tajemnicą.
— Regino... tupiąc nogą zawołał Robert de Mareuil; — nie wiész jak drogi czas tracimy...
— Co ci to mój przyjacielu? — odpowiedziała dziewica, — czegóż się boisz? alboż nie jestem twą żoną w obliczu Boga i ludzi? — Istniejeż teraz jaka ludzka potęga któraby mogła zerwać nasze węzły?
— Nie... o! nie... zwycięzko zawołał Robert — Regino jesteś moją... moją na zawsze! — Ah bah!... i ty wierzysz temu? — nagle rzekł jeden ze świadków obrzędu.
Był to Bamboche...
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1317
Ta strona została przepisana.