Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1322

Ta strona została przepisana.

I ze złości tupiąc nogami, rzekł do Roberta de Mareuil:
— Czy rozumiesz ty, powiedz Mareuil, dlaczego ten rozbójnik psuje nam całą sprawę, którą sam kierował, kiedy się wszystko już skończyło a szło jak po maśle?
— Ah! nie wiecie dlaczego pragnę zedrzéć wam maski? — znowu powiedział Bamboche — a jednak jest to rzecz bardzo prosta... czekajcie.
Wtedy przystąpił do ciągle klęczącej Reginy, która mniemała zapewne że ją dręczy straszna zmora i rzekł:
— Daruj pani że jeszcze na jakiś czas przedłużyć muszę tę tak bolesną dla niéj scenę, ale wypada abyś o wszystkiém wiedziała. Czy pamiętasz pani... że przed ośmiu czy dziewięciu laty... spotkałaś w lesie Chantilly trzech małych żebraków którzy cię o pomoc błagali?
— Tak jest... pamiętam, — odparła niby marząca Regina.
— Pani sama tylko — mówił daléj Bamboche — miałaś dla tych trojga dzieci... pomiędzy któremi byłem i ja... słodkie i litościwe słówko. Jednakże, surowością osób które pani towarzyszyły doprowadzone do rozpaczy, dzieci te przez chwilę miały zamiar porwania pani... Oto pamiętam jakeś pani w owém zdarzeniu postąpiła, jakiego współczuciu dałaś nam dowody, dzisiaj zatém wywdzięczam się.