— Dziękuję ci moja panno... dziękuję..
— I mnie także — rzekła Baskina, wdzięczność dla ciebie pani, nakazała zdjąć maskę z tego człowieka...
— Wdzięczność?
— Tak jest, wdzięczność i chęć naprawienia błędu... błędu wielkiego, któregom się dopuściła przeciw tobie pani.
— Przeciw mnie?
— Kilka lat temu w lesie Chantilly...
— Ah! to więc byłaś ty! — żywo zawołało Regina — ty?
— Tak pani ja... on — wskazała na Bambocha — i inne jeszcze dziécię... Ale niepomni na wspaniałomyślne twoje przyjęcie śmieliśmy...
— Tak niegodnie odepchnięto was, że gniew wasz był słuszny; ale nie zapomnę nigdy, — mówiła Regina ze wstydem i odrazą odwracając oczy od Roberta, — że dzisiaj wyświadczacie mi wielką przysługę... bo mię ocalacie od hańby...
Pan de Mareuil do ostateczności przywiedziony, na miazgę starty temi dowody swéj podłości, nagle zrzucił maskę, i z okropną wściekłością, z nieopisaną złością, zawołał zwracając mowę do Reginy
— Otóż! tak jest... oszukałem cię, zdradziłem i byłbym cię poświęcił téj pięknéj istocie; ale jeżeli jestem zhańbiony, i ty tę hańbę podzielisz... do-
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1329
Ta strona została przepisana.