Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1330

Ta strona została przepisana.

wiedzą się że cię wykradłem... ojciec nie przyjmie cię do swojego domu, hańba twoja będzie publiczna, muszą mniemać żeś była moją kochanką, a ja będę pomszczony... dumna, pyszna kobiéto. Tak jest... powiedzą... jaka matka... taka i córka...
Tą zniewagą aż do żywego zraniona, w to co uważała za rzecz najświętszą w świecie, bo w pamięć swéj matki, młoda dziewica z wzniosłem i przerażającém oburzeniem, jak piorun skoczyła i wymierzając Robertowi policzek:
— Podły!... zawołała.
— Brawo... zacna córko! — z uniesieniem zawołała Baskina.
Gdyby Bamboche nie był zatamował drogi Robertowi, który blady i wściekły rzucił się na Reginę, kto wie co by się stało; ale pan de Mareuil żelazną krępowany dłonią, mimo wysileń poprzestać musiał na obelgach i bezwładnych pogróżkach wściekłości.
— O!... zawsze jednak... będziesz zhańbiona!... zawołał; lecz wstrzymujący go Bamboche rzekł mu szyderczo i zimną krwią:
— Dajże pokój kochany hrabio, tym nikczemnym złudzeniom... ja przedsięwziąłem doskonałe środki ostrożności... Pani... wróci do ojca... pod przewodnictwem człowieka pewnego i zupełnie jéj poświęconego... nikt nie postrzeże jéj krótkiéj nieobecności... ja zaś i Baskina, rozumie się, iż do-