chowamy tajemnicy. Te dwa łotry, nasi szlachetni przyjaciele, o wszystkiém zamilczą... dla własnego interesu. Ty zaś mój paniczu, jeżeli będziesz jeszcze miał tyle czasu nim umkniesz, lub wrócisz do aresztu... nie myśl nawet o zniesławieniu pani, bo ci nikt nie uwierzy...
— On miałby uciec! — w rozpaczy zawołał la Levrasse — przecież na kimkolwiek pomścić się muszę, a więc niech jego zemsta moja dotknie... on pójdzie na galery... i...
Gwałtowne pukanie w okiennice pokoju, w którym działa się opowiedziana scena, przerwało la Levrassowi i w téj chwili usłyszano dobitnie wymówione słowa.
— Otwierajce... w imieniu prawa!...
Na te przerażające słowa wszyscy obecni oniemieli, osłupieli.
— Tam do djabła!... rzekł Bamboche — nie spodziewałem się takiéj grzeczności ze strony policyi: — za nadto widzę uprzejma.
A potém przystępując ku Reginie dodał:
— Nic się pani nie lękaj... ufaj mi.
Robert de Mareuil korzystając z tego poruszenia, porwał na ołtarzu leżące pistolety, tak że Bamboche nie postrzegł tego.
— Otwierajcie... w imieniu praw’a!... Powtórzyły zewnętrzne głosy.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1331
Ta strona została przepisana.