Stojący obok Reginy Bamboche, nagle machnął pięścią i obalił oba lichtarze w których gorzały świéce. Zupełna ciemność zaległa pokój i odtąd nic już nie widziałem...
Znając rozkład domu wybiegłem z mojéj kryjówki, otworzyłem drzwi które przed kwadransem na rozkaz Bambocha zamknąłem i wyszedłem do pokoju w którym odbywał się fałszywy obrządek, gdzie wśród ciemności przerażeni, la Levrasse, kaléka bez nóg i Robert de Mareuil, nawzajem o siebie trącali.
Pragnąc dowiedziéć się gdzie jest Bamboche, oraz zbliżyć się ku niemu, wydałem krzyk który w dzieciństwie naszém zawsze nam służył za hasło; wtedy postrzegając że przechodzę obok otwartych drzwi (a przekonał mię o tém świeży posiew powietrza), przez chwilę stałem nieruchomy i w stronie korytarza do tych drzwi przytykającego usłyszałem głos Bambocha odpowiadający na moje wołania; kierowany jego głosem, idąc wzdłuż korytarza dostałem się do ogrodu.
Noc tak była ciemna, iż nawet o parę kroków nic poznać nie było można.
— Czy to ty? — żywo spytał mię Bamboche.
— Tak jest.
— Gdzie jest fiakr?
— Czeka... w uliczce... przy drzwiczkach.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1332
Ta strona została przepisana.