Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1354

Ta strona została przepisana.

Tu wlepiając, we mnie przenikliwy wzrok, doktór spytał ostro.
— Prawda... że tę chęć zysku uważasz za nieszlachetną?
— Panie...
— Mów otwarcie, — groźnym głosom rzeki daléj. — Dlatego cię przyjąłem, żem cię uważał za człowieka szczerego.. oddaliłem twojego poprzednika, bo kłamał przedemną... a kłamstwo to niezawodny znak złego, pospolitego charakteru. Oddawna szukałem tęgo co w tobie znaleźć myślę; poczciwą, wzniosłą duszę, chociażeś nizko postawiony... Przekonaj mię, że się na tobie nie zawiodłem... a nieraz głośno w twojéj obecności dumać będę... Powiedzże co myślisz o mojéj chciwości? hę?
— Ej proszę pana, — odrzekłem ośmielony, — ja zupełnie inne wyobrażenie miałem o sztuce lekarskiej... Mojém zdaniem było, to...
— Kapłaństwo... nieprawdaż? To zwykłe słowa — rzekł przerywając mi szyderczym śmiechem.
A potém dodał:
— Niechże będzie kapłaństwem... A więc! alboż ksiądz nie żyje z ołtarza?
W téj chwili fiakr nasz stanął przed okazałym pałacem... Bez wątpienia niecierpliwie oczekiwano mojego pana, bo zaledwie pokazał się, natychmiast stojący na czatach lokaj zawołał spiesznie otwierając drzwiczki: