— Ah panie doktorze... mówią że pan markiz jest bardzo niebezpieczny... że ani chwili nie ma do stracenia... Właśnie wysłano po pana jeden powóz do Hotel-Dieu, a drugi do pańskiego mieszkania... obawiano się abyś pan nie zapomniał...
— Dobrze, dobrze, — opryskliwie rzekł doktor, a czy są już moi pomocnicy?
— Panowie ci są tu już od pół godziny....
— Czekaj na mnie, — rzekł mi mój pan, — tu można zrobić niezły połów; ale ja przestanę na tém co mi właśnie potrzeba... ten stary markiz jest to król wszystkich skąpców i hulaków.
To powiedziawszy doktor Clément wszedł do pałacu.
Podczas nieobecności mojego pana rozmyślałem nad naganną chciwością, którą się sam szczycił. Zasadę aby bogaci których leczył wynagradzali go, uznałem za słuszną, wszakże nie należało okazywać tyle chciwości. Doznałem nadto smutnego uczucia na wspomnienie przepowiedni doktora o blizkiéj jego śmierci, którą on przewidział zapewne w skutek głębokiéj nauki.
To zaparcie się życia, które doktór, jak powiedział, w oznaczonéj godzinie zakończyć musiał, uważałem za rzecz nadzwyczajną. Następnie stanęły mi na myśli rozmaite wieści jakie krążyły po salach szpitala Hotel-Dieu: mówiono że jego domowe życie było niezmiernie tajemnicze i nad-
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1355
Ta strona została przepisana.