— W Paryżu, — zaczął znowu mój pan, — zupełnie tak samo jak w Montpellier, nie mając protekcyi, nie znalazłeś ani pomocy, ani przychylności u kolegów, którzy sami dla własnéj eksystencyi chorych sobie wydzierać muszą; bo tu jak wszędzie, wielcy małych pożérają... że zaś musiałeś utrzymywać rodzinę, musiałeś przeto uciec się aż do najnędzniejszych środków, byleby uzyskać choć kilku pacjentów; musiałeś pan pochlebiać odźwiernym, aby cię zalecali lokatorom, lub téż przekupkom przyrzekać procent, aby cię zalecały dziewczętom które u nich mleko kupują... znam ja te wszystkie okropności, wypływające z nielitościwego, nieszczęsnego współzawodnictwa; a pan, człowiek pełen serca, pełen nauki i rozsądku, zniosłeś to poniżenie, boś twe dzieci, twą żonę, tego anioła... o! wiem to... tego anioła w odwadze i poddaniu się losowi... wyżywić musiał...
To słysząc młodzieniec, sam nie wiedząc co się z nim dzieje, podał rękę żonie, i oboje zalali się gorzkiemi łzami.
Pan mój mocno wzruszony, mówił dalej:
— I mimo tego bolesnego upokorzenia, praktyki nie miałeś... Byłeś ubogi, nieśmiały, skromny, a nadto... nędznie mieszkałeś w oberży, i dla tego nikt ci nie ufał;... nakoniec przyszedłeś do téj ostateczności, że na żywność musiałeś sprzedawać suknie... nie mogłeś się więc nigdzie poka-
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1361
Ta strona została przepisana.