zać, skryłeś się zatém na to smutne poddasze, gdzie wraz z twą rodziną byłbyś umarł z głodu, gdyby ci talent kolorysty jakiegokolwiek nie przynosił zarobku. Tym sposobem zarabiasz pan około piętnastu soldów dziennie, po ośmnastogodzinnéj pracy, a jednak... tém żyjesz z twoją rodziną!!!...
— Panie!... z wyrazem bolesnéj godności zawołał młodzieniec, — nigdy się nie skarżyłem... i niepojmuję, skąd pan, — a nie mam honoru znać pana, — powziąłeś wiadomość o tych smutnych okolicznościach... Nie wiem w jakim zamiarze pan tu przybywasz... nie wiem nawet pańskiego nazwiska...
— Moje nazwisko? — rzekł doktor Clément przerywając młodemu koledze, — ja... ja się nazywam pan Just..
Nazwisko Just przypomniało mi tajemniczego opiekuna, o którym mówili mi Bamboche, Baskina i Baltazar... Niewątpliwie zatem doktor Clément tém imieniem pokrywał swe dobrodziejstwa.
— A teraz, — rzekł znowu, — pomówmy o interesach, bo mi spieszno... W Paryżu pozostać nie możesz... boś ani intrygant, ani masz tyle znajomości iżby ci się wiodło. Tutaj zginąłbyś niezawodnie. Paryż przepełniony dobremi, wybornemi lekarzami, kiedy tymczasem trzy części francuzkich włości mają za lekarzy samych osłów lub empiryków. Chceszże przyjąć miejsce które ci ofiarują:
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1362
Ta strona została przepisana.