Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1373

Ta strona została przepisana.

kazał mi odejść, sądziłem więc że winienem pozostać i usłużyć mu. Oczekując na dalsze rozkazy, ciekawie przypatrywałem się miejscu w którém się znajdowałem. — Była to obszerna, czworoboczna i dosyć wysoka sala bez okien; ale część sufitu, zaokrąglona w kopułę i oszklona, z góry wpuszczała światło. Przy jednéj ścianie stały obszerne, oszklone szafy, zawierające znakomity zbiór anatomiczny; na przeciwnéj stronie ujrzałem bibliotekę, zbudowaną po prostu z jodłowego drzewa które przez czas pożółkło, na jéj pułkach stały różnéj wielkości księgi: niezliczone zakładki wystające z pomiędzy tych poplamionych, poszarpanych częstém użyciem woluminów, świadczyły o długiéj i nieustannéj nauce doktora Clément. — Że pułki nie wystarczały, księgi stosami leżały aż na podłodze, tu i owdzie stały na niéj wielkie foliały. Drugą część gabinetu zajmowały geologiczne i mineralogiczne zbiory, oraz najstaranniéj ułożone zielniki. W jednym rogu dostrzegłem chemiczny piec z niezbędnemi potrzebami: alembikami, retortami, flaszkami na pułkach ustawionemi. Nakoniec zwróciły moję uwagę dwa portrety wiszące naprzeciw ogromnego stołu zarzuconego książkami, wszelkiego, rodzaju narzędziami, papierami, tekturami, w pośród których ciągle piszący doktór wyglądał jakby zakopany; pierwszy portret przedstawiał popiersie