— Ale co?
— Jednéj tylko osobie na świecie chciałbym służyć.
— Komuż to, może mojemu synowi?
— Nie panie... chociaż znam całą szlachetność jego duszy.
— Komuż więc chciałbyś służyć?
— Panie... uczyń mi jednę łaskę.
— Jaką?
— Racz mi pan ufać i nie pytaj o powody żądania które wymienię... przysięgam że są uczciwe i zacne.
— Wierzę ci... i będę szanował twoje powody.
— Otóż panie!... gdybym... kiedyś... przez jaki zbieg okoliczności musiał się z panem rozłączyć, błagam, racz panie swoją protekcyą wyjednać mi służbę u...
— Dokończ!
— U księżny de Montbar.
Na te słowa pan mój, zrazu osłupiały, wnet takie okazał zadowolenie, że teraz ja z kolei spojrzałem nań z zadziwieniem.
— Dziwnie się czasem myśli ludzkie spotykają, rzekł z tonem uroczystym.
— Jakto, proszę pana?
— Gdybym był przewidział, że zamiast przyjąć niezawisłość, którą ci chciałem zapewnić, zamierzysz wejść w służbę, byłbym cię sam prosił jak
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1404
Ta strona została przepisana.