chy... ale ja ją znam, ona to wszystko kłamie... Upaja się, aby się odurzyć w obec okropnych cierpień; piękność jéj bardziéj jak kiedykolwiek jaśnieje... ale w moich oczach jest to piękność zdradna, pod którą kryje się robak zniszczenia.
— O nieba!... co pan mówisz?
— Temu nieszczęściu... ty zapobiedz nie zdołasz... atoli istnieje niebezpieczeństwo materyalne, nieochybne, od którego właśnie w twojém stanowisku jako sługa, może potrafisz uchronić księżnę.
— O! mów pan, mów!
— Dowiedz się, że jest człowiek nieposkromionego charakteru, żelaznej woli, rzadkiéj energii, niezmiernie bogaty... gotów na wszystko... nawet na poświęcenie życia, byleby tylko nasycił swą namiętność i nienawiść... a mianowicie nienawiść.
— I cóż?... ten człowiek?
— Zraniono w nim to, co w ludziach jego kroju jest nojdrażliwszém... bo zraniono jego dumę... Prosił on o rękę panny de Noirlieu...
Zadrżałem; nazwisko hrabiego Duriveau osiadło mi na ustach. Nie zważając na moje wzruszenie doktór mówił daléj:
— Panna de Noirlieu po dwakroć z pogardą odmówiła temu człowiekowi, co go tém bardziéj ubodło, że odmowę swoję ta dumna i odważna dziewica poparła zbyt silnemi powody. Ztąd to ten nędznik powziął ku niéj nieubłaganą nienawiść...
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1406
Ta strona została przepisana.