ne wzruszenie stanowczy i okropny mu cios zadało, to znowu niespodziana radość z widoku syna, tryumfowała nad materyalną boleścią.
Kapitan Just przybył do ojca z uśmiechem i pogodą na twarzy; o niczém nie wiedział; korzystając bowiem z kilko-dniowéj przerwy w swych pracach, minął się w drodze z listem, który mu donosił o zatrważającym stanie doktora.
Smutne zrządzenie mieć chciało, że Zuzanna zajęta w swoim pokoju, nie wiedziała o przybyciu kapitana, którego przyjął syn odźwiernego z sąsiedniego domu. Chłopak ten dla większego bezpieczeństwa pozostał w naszém mieszkaniu od wczorajszego wypadku. Zdziwiony nagłém przybyciem kapitana Just, nie śmiał uprzedzić go o smutnym widoku jaki go oczekiwał, poprzestając jedynie na doniesieniu że pan doktór śpi; że zaś już było dosyć późno, kapitan więc bynajmniéj się nie zatrwożył.
Lecz w chwili gby wszedł i gdy przejęty radością starzec zawołał: — Mój syn! — Zuzanna zawiadomiona o niespodzianém przybyciu kapitana, w obawie aby jego obecność nie wywarła na starcu niebezpiecznego wpływu, przybiegła blada, zdyszała, przerażona... pragnąc przynajmniéj przygotować go do tego spotkania.
Już było za późno...
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1412
Ta strona została przepisana.