Po nagłym zjawieniu sic służącéj, po jéj trwodze, po bolesnéj zmianie rysów doktora, kapitan od razu się wszystkiego domyślił, i z najgłębszą rozpaczą padł w objęcia ojca.
Po kilkochwilowém milczeniu, przez ciąg którego ojciec i syn we wzajemnych zostawali objęciach, a ja i Zuzanna z trudnością łzy nasze powstrzymywaliśmy, doktór rzekł słabym lecz spokojnym głosem:
— No... uspokój się... synu kochany, nie zaprawiajmy goryczą... tej chwili... dlaczegóż dwaj przyjaciele smutnie żegnać się mają? Jeżeli bowiem rozstają się na chwilę, czyliż nie dlatego żeby się później znowu spotkali?...
Te proste słowa i niebiańska pogoda rysów starca, świadczyły iż mocno wierzy w nieśmiertelność duszy i połączenie się po śmierci.
Just chociaż podzielał wiarę ojca, nie miał tyle hartu duszy; stojąc w głowach ojcowskiego łoża oburącz twarz zakrył i ciche łzy wylewał.
— Moje dziecię — tonem słodkiego wyrzutu rzekł starzec, obracając się nieco i słabnącą ręką szukając ręki syna — po co te łzy? Alboż nie wiesz że tu idzie nie o wieczny rozdział, lecz tylko o krótkie rozłączenie?
— O mój ojcze... mój ojcze... już! — łkając zawołał Just.
I padł na kolana przy łożu starca.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1413
Ta strona została przepisana.