Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1418

Ta strona została przepisana.

żnie całując starą księgę którą mu doktór podał. — Dziękuję ci ojcze... czuję ile wzrastam przy tobie!
— Pójdź... pójdź... zacny, szlachetny synu! — z niewysłowioném wzruszeniem zawołał starzec, wyciągając ramiona, w które Just rzucił się z namiętnością.
I na chwilę obu połączył serdeczny uścisk.
Wkrótce doktór zwracając mowę do mnie i Zuzanny rzekł z dobrocią:
— Zostawcie nas przyjaciele... muszę pomówić z moim synem... Nic zapomnę o tobie Marcinie.
Zostawiliśmy ojca i syna sam na sam, lecz w pół godziny późniéj, przyspieszony brzęk dzwonka przywołał nas znowu do pokoju doktora. — Pobiegliśmy czémprędzéj... pan nasz konał.
— Moja poczciwa Zuzanno... rzekł gasnącym głosem — chciałem... przed śmiercią... podziękować ci... za twoje starania... Syn mój nie zapomni o tobie... teraz do widzenia...
— Tak... do widzenia... wkrótce... łkając odpowiedziała Zuzanna, i klękając przyłożyła usta do ręki starca.
— I ciebie... Marcinie... rzekł mi, — także pożegnać chciałem... Syn mój na wszystko przystaje... niezawisłość twoja zapewniona... a jeżeli... pamiętać o mnie będziesz... uczyń... dla kogo wiész... to cobyś uczynił dla mojéj córki... No... podaj mi... także... twą rękę...