Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/142

Ta strona została przepisana.

mowy, któréj hasłem były rozlegające się pocałunki przez obu parobków udzielane folwarcznéj dziewce, rozmowy, która trwała prawie aż do zupełnego zapadnięcia nocy.
Wtedy mały pastuszek zabrał dojnicę z resztą zsiadłego mleka i czarnéj kaszy, wyniósł przed oborę, postawił na korytku i przykrył wiadrem; była to wieczerza małéj Bruyére, któréj opóźnienie się zaczynało nieco dziwić, ale bynajmniéj nie niepokoiło folwarczną czeladź. Bo czyż można niepokoić się o zaczarowaną istotę?
Zamknąwszy spróchniałe drzwi od obory, oba parobcy, dziewka i mały pastuszek pokładli się wszyscy razem na tej saméj słomie, w odzieniu, dla ciepła tuląc się jedni do drugich; ten pokrył się szczątkami dery, tamten lichą kapotą, bo klassa rolnicza w owéj okolicy nie zna ani łóżek, ani kołder, ani pościeli.
Jakże się zdziwić... albo raczéj jakiém prawem. dziwić się można, że częstokroć zbyt sprośne wypadki mają miejsce pod zasłoną długich nocy zimowych, spędzanych w samotnym folwarku, albo podczas gorących nocy letnich, w czasie żniwa, kiedy stodoły zalegają mnóstwem żniwiarzy i żniwiarek, kiedy kobiety, mężczyźni, dziewczęta i dzieci,