wanym pantofelkiem, wabnie wyglądała z pod obwisłych fałdów sukni, któréj nieco zaszeroki rękaw dozwalał widziéć początek ramienia białego, gładkiego jak kość słoniowa, i wytworne kształty cudownéj ręki.
Miła woń napełniała ten salon obity zielonym adamaszkiem złotem przetykanym; stół przy którym księżna pisała otoczony był, że tak powiem, krzakiem kwiatów umieszczonych w półokrągłej, bardzo nizkiéj skrzyni na kobiercu stojącéj; prócz tego znajdowało się tam jeszcze mnóstwo innych kwiatów w przepysznych porcelanowych kubkach i wazonach tu i owdzie porozstawianych na przepysznych meblach.
Nigdy w życiu nie widziałem takiéj obfitości kwiatów rzadkich, kosztownych i przecudnie pięknych. Jedwabne story na których malowane były różnobarwne ptaki, przepuszczały słabe tylko światło do salonu. Ten tajemniczy półcień, głębokie milczenie panujące w tym pokoju przyległym ogrodowi, słodki zapach kwiatów, oraz lekka woń wydobywająca się z włosów i odzieży Reginy... a nakoniec widok téj kobiéty, tak pięknej, od tak dawna wielbionéj wśród mojéj nędzy i poniżenia, to wszystko zrazu niemal mię upoiło... głowę zawróciło.
Regina skończywszy pisać, rzekła wskazując mi bojący na stoliku złocony lichtarzyk:
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1430
Ta strona została przepisana.