— Pani Wilson daje mi miejsce w swojej loży; przyjedzie tu po mnie, a potém udamy się razem do pani de Beaumenil.
— Podobno tam dzisiaj wielki bal?
— Na otwarcie nowego pałacu... Mówią że tam sam przepych, cuda... może przybędziesz choć na chwilę?
— Zapewne nie, — odparł książę, — nie cierpię tłumów, zaproszonych dlatego aby chórem chwaliły; zuchwała wystawność jeżeli jest śmieszną, to przynajmniéj niechże nie będzie zarazem zuchwałą i śmieszną; zresztą dzisiaj będę na wieczerzy z kilku przyjaciółmi u Vérego, ztamtąd pojedziemy do Fontainebleau, gdzie kilka dni na łowach spędzimy.
— Czy długo tam zabawisz?
— Sześć lub ośm dni najmniéj... póki nie zapolujemy trzy lub cztéry razy, bo przecież ledwie co drugi dzień polować można.
— To będzie bardzo przyjemna zabawa; licznież się zbieracie?
— Niebardzo: markiz d’Hervieux i jego szwagier, właściciel całego ekwipażu Blinval, Saint-Maurice, Thionville, ja i Alfred de Dreux, sławny malarz koni, który z natury zdejmować będzie obrazy naszych łowów... Lecz mówiąc o malarstwie, — dodał książę, — czy wiész że ci zazdroszczę twych obrazów?
— Zbyt wiele czynisz im zaszczytu.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1455
Ta strona została przepisana.