Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1458

Ta strona została przepisana.

— Rzecz bardzo prosta, jak zwykle o kobiécie będącéj w modzie... bo o czémże i o kim mówić mają?
— Czy jest...i jaki pan Wilson? — spytał książę szyderczo.
Księżna lekko brwi zmarszczyła, i z przymuszonym uśmiéchem odrzekła:
— Co za szczególne pytanie?
— Ale bo... nigdy nie widać tego pana Wilson.
— Gdyby miano powątpiewać o istnieniu małżonków którzy się nigdy w towarzystwach nie okazują... odparła Regina, — wyznaj, że i twoje byłoby nieco zagadkowe...
— Nie sądzę... a raczéj mniemam że nie można mię żadną miarą przyrównywać do pana Wilson — dumnie i z źle ukrytym gniewem rzekł książę; — mamy bowiem śmiesznych oryginałów którzy...
— Pan de Montbar pozwoli służyć sobie tą ananasową galaretą... wyborna, rzekła księżna przerywając mężowi, który, widząc że pani nie życzy sobie wieść dłużéj taką rozmowę w obec służących, dla saméj przyzwoitości przyjął podaną sobie potrawę, lecz prawie jéj nie dotknął. Po chwili milczenia mówił znowu:
— Właśnie kiedy się przypatrywałem niedawno jednemu z twoich obrazów, dostrzegłem na stole kilka grubych woluminów in folio... Cóż to ma znaczyć? Czy się kierujesz na sawantkę?