Wilson; oddawał sprawiedliwy hołd wyższości kapitana Just, instynktownie jednak zazdrościł mu... i słusznie... bo wyznam... że i ja tę zazdrość podzielałem... serce moje boleśnie ścisnęło się na wiadomość o niedawnéj poufałości istniejącej między kapitanem Just a Reginą; z mojéj strony była to zazdrość szalona, nikczemna i głupia, bo czegóż niestety! spodziewać się mogłem po mojéj miłości... Atoli uczucie to chociaż szalone, nikczemne i głupie, niemniéj było dręczące, bo mi dawało poznać męczarnię daleko okropniejszą... aniżeli miłość bez nadziei.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Po obiedzie który jadłem z moimi kolegami, wróciłem na przedpokój księżny i po niejakim czasie usłyszałem turkot powozu zajeżdżającego na pałacowy dziedziniec; wkrótce potém wprowadziłem panią Wilson do gabinetu księżny.
Kiedy w kwadrans późniéj, obie te urodziwe kobiéty ukazały się we drzwiach salonu w którym na nie oczekiwałem, widok ich zaślepił mię... trudno było znaleźć tak znakomite a jednak odmienne piękności, jak księżna i jéj przyjaciółka.
Pani Wilson biała i rumiana, z niebieskiém okiem i czarnym włosem, miała na sobie blado-zieloną aksamitną suknię, bogatemi koronkami garnirowaną, a przepinaną bukietami rozkwitłéj róży; ele-