— Otul się dobrze moja droga, bo straszne zimno.
Że zaś bukiet i chustka przeszkadzałaby księżnie chcącéj otulić się swą szeroką i długą salopą, którą schodząc ze schodów nawet nieco unieść musiała, przeto oddała mi je, mówiąc:
— Dasz mi to, skoro wsiądę do powozu.
Biorąc z jéj ręki chustkę i bukiet którego zapach mocno mię uderzył, zadrżałem; szedłem zwolna za moją panią, która zwinnie i lekko postępowała po szerokich marmurowych schodach.
Pani Wilson o kilka kroków ją wyprzedzająca, postrzegając że mała nóżka księżny obuta tylko w biały jedwabny trzewiczek, rzekła jéj tonem przyjaznego wyrzutu:
— Jakto moja droga, takie zimno, a tyś nie włożyła bócików?
— Twój lokaj poda mi je gdy wychodzić będziemy z balu... odrzekła księżna, — wtedy na nie będzie sam czas.
— A podczas opery,... albo przy wyjściu z teatru możesz odmrozić nogi... wiész przecie że czasem całą godzinę na powóz czekać potrzeba... ja tego nie ścierpię... musisz natychmiast włożyć bóciki... i nie zdejmiesz ich aż przybędziemy na bal.
— No... luby tyranie, — z uśmiechem odparła księżna, — widzę że muszę ci być posłuszną.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1466
Ta strona została przepisana.