ra jeszcze pytał mię, — szkaradnie przewracając oczami: Moja droga, wszak książę co niedziela chodził na mszę. — A tak, proszę pana, odpowiedziałam, chodził i co rok rozdawał 25000 franków jałmużny w swoich dobrach. To słysząc skąpy mieszczanin znowu mruknął hum! hum! i jak ślimak w skorupkę, tak on swoję ogromną głowę wtulił w tłuste ramiona.
Przybycie naszego kuchmistrza przerwało tę rozmowę. Osoba ta weszła urzędownie w towarzystwie swojego pomocnika, niosącego na półmisku kilka talerzy napełnionych tylko co z pieca wyjętemi ciasteczkami. Całe towarzystwo z widoczną łaskawością przyjęło tę kuchenną uprzejmość. Ciasteczka umieszczono na stole obok pięknego z angielskiéj porcelany serwisu do herbaty. Pomocnik kuchmistrza, uległy prawom hierarchii, wychodząc rzucił łakome spojrzenie na ciastka i na żeńską część gości panny Julii.
— Przepraszam panowie i panie — rzekł kuchmistrz — że się przedstawiam w mundurze — wskazał na biały kaftanik i szlafmycę; wiedziéć bowiem potrzeba, że pozostał wierny tej tradycyonalnéj, klassycznéj czapce, gardząc białym perkalikowym tokiem nowatorów, czyli według niego, romantyków.
— Wybaczcie więc ubranie żołnierzowi, który dopiéro co z ognia wychodzi.... dodał.
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1482
Ta strona została przepisana.