Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1493

Ta strona została przepisana.

mniona kobiéta już była blizką rozwiązania, moja pani udała że ją porywają bóle w tym razie właściwe; ja sama odebrałam dziécię... na honor, ślicznego chłopczynę... przyniosłam go w pudełku od kapelusza, a skoro przybyła głupia wiejska akuszerka, po którą umyślnie późno posłano, zastała już tłustego dzieciaka, co wrzeszczał jak oparzony i ssał mamkę o któréj się zawczasu postarano.
— To mi dopiero! rzekł Leporello.
— Otóż! — zaczęła znowu pani Lambert, — wierzcie lub nie, dosyć że mię odprawiono z tego domu niby za niemoralność, ponieważ w moim pokoju zastano stangreta; to mię obraziło... zagroziłam więc mojéj pani, oświadczając że wiele rzeczy wykryć mogę... Wieciéż co mi odpowiedziała?
— Co, co?
Wykrywaj kiedy chcesz, moja kochana... wspólników równo karzą jak i samych przestępców.
— Ha łotrzyca! — zawołała Astarté.
— I powiadasz że ciągle przesiedzi w kościele! — rzekła Julia.
— Miała słuszność, — mówiła daléj pani Lambert; — zgubiłabym i siebie i ją. Prócz tego udawałam złośliwszą niż jestem w istocie; i choćbym nie gubiąc się sama mogła się zemścić, pewnobym tego nigdy nie uczyniła... Ale słuchajno — dodała garderobiana pani d’Hervieux zwracając mowę do