Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1495

Ta strona została przepisana.

— A jaki brudny! — powiedziała pani Lambert. Bo nic nie ujdzie przed naszém okiem... O ho! gdyby świat wiedział to co my wiemy, wybaczyłby trzeciéj części żon które mają kochanków.
— Ja im zawsze najpiérwsza wybaczam, — rzekła Astarté — u takich pań najlepiéj służyć... bo wówczas takie łagodne... takie czułe!... A u ciebie Izabello co nowego słychać?
— O! u nas — odpowiedziała garderobiana pani Wilson, — zawsze wesołość, pustota: oddaje się dzień dobry i dobranoc ojcu Wilson, który z biur swoich nigdy nosa nie wytyka... uwielbia się aniołka córeczkę... i nic więcéj.
— Dziwna rzecz, — powiedziała Astarté.
— Dosyć powiedzieć, — wtrącił Leporello, — że u mojego pana nigdy nie słyszałem o pani Wilson, a Bogu wiadomo jak tam ubierają światowe kobiéty.
— Może właśnie dlatego że ci panowie najwięcéj ich rozbierają — rzekła Astarté.
— Brawo! — krzyknął Leporello.
— A tu? — dodała Astarté spojrzeniem badając pokojówkę Reginy.
Z niepojęą boleścią czekałem na odpowiedź Julii, która natychmiast odrzekła:
— Ale gdzież jest ojciec Ludwik?
Był to stary pokojowiec księcia. Wszystkie spojrzenia skierowały się ku miejscu które zajmował