— Są to sąsiadki pana hrabiego, pani Wilson i jéj córka.
— Aha! to te Amerykanki, siostra i siostrzenica tego grubego jak beczka jegomości, co to niedawno przybył w nasze strony... powiedział pan Beaucadet, zalotnie mocując na głowie trójgraniasty kapelusz. Obaczymy..... mówią, że nieszpetne sobie; pojadę zawizować świadectwa tych Amerykanek i sprobuję... nieco rzucić na nie okiem zukosa.
— To pan widzę myślisz zaniedbać tę małą Bruyère? ze złośliwym przycinkiem odrzekł stary strzelec.
— Kto to jest, ta jakaś Bruyère? lekceważąco spytał Beaucadet. Bruyère? ta co pasie indyki na folwarku Grand-Genevrier, ta mała dziewczyna, nie większa od mego botforta, co z swém wielkiém obłąkaném okiem i wieńcem na głowie wygląda jak istna waryatka, a którą ci głupcy Solończycy mają za małą czarownicę lub coś podobnego? No, ojcze Latrace, chyba mniemasz żem godzien należeć do dwunożnéj trzody téj pasterki, skoro mi takie rzeczy prawisz.
— Cóż znowu, mości Beaucadet? z drwiącą spokojnością odpowiedział stary myśliwiec, dajże pan pokój, taki znawca i lubownik, a zapiera się. Przecież sam nieraz, ani dziesięć razy słyszałem
Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/15
Ta strona została skorygowana.