Strona:PL Sue - Marcin podrzutek.djvu/1502

Ta strona została przepisana.

trzę, to nie ten sam człowiek, wesół, promieniejący, słowem raz go tylko takim widziałam, a było to nazajutrz po pojedynku z biednym markizem de Saint-Hilaire, któremu rozstrzaskał nogę tak, że markiz wkrótce umarł.
— Ah! tak... słyszałam kiedyś o tym pojedynku, odbył się w parku markiza — rzekła Astarté, pan Duriveau kochał się wówczas w jego żonie.
— W istocie, odparła gospodyni, — działo się to na wsi u markiza. Zszedł on hrabiego u swojéj żony. Bili się, a pan hrabia który o sześćdziesiąt kroków umie kulą przestrzelić kartę, porządnie dał za swoje biédnemu markizowi. Słowem, dzisiaj wieczór, pan zupełnie tak był wesół jak nazajutrz po pojedynku... o! wesół był... okropnie wesół...ha! Moja kochana pani Gabryelo, rzekł, prosiłaś mię abym ci pozwolił wyjść, ale ci odmówiłem. — Tak jest panie hrabio. — No, no, idź, idź, kiedy chcesz, jestem kontent, chcę zatem abyście wszyscy byli kontenci.
— I poszedł sobie daléj.
— I jakiż to mógł być powód tej wesołości? — spytała Julia.
— Właśnie to samo sobie zadałam pytanie, — powiedziała pani Gabryela. O ho! mówię sobie, widzę że się coś nowego święci; muszę koniecznie wiedziéć co to jest, żebym miała co opowiadać na herbacie u Julii. Biegnę więc do pańskiego pokojowca, z którym dobrze sobie żyjemy, bo mu do-